BAJKI Z MYŚLĄ O NAJMŁODSZYCH, CZYLI W KANONIE DZIECINNYCH MARZEŃ...

 Witam😀

 

Pragnę w tym poście przedstawić swoje bajki dla dzieci. Jest to doskonały sposób na rozwój wyobraźni maluchów, a także możliwość czytania swoim pupilom czegoś co jest oparte na ludzkich marzeniach, niewinnych odczuć, troskliwości i radości. W świecie moich bajek  znajdziesz to co kochają dzieci. Świat zwierząt i innych postaci w oparciu o znane kreskówki...




" ROMEO I JEGO ROBOT W OPAŁACH"

Pidżamersi jak zwykle przygotowywali się do nowych zmagań z nieprzyjacielem, który czyhał tylko na to, aby przejąć władzę nad światem. Sowella i Kot-boy wyruszyli sowellotem do miasta, gdzie doszły słuchy, że zaczął się tam panoszyć podstępny Romeo i jego robot. Niebawem bohaterowie zajechali na miejsce. - A co wy tu robicie pidżamersi?- spytał Romeo, który był bardzo zły, że ktoś pragnie zniszczyć jego plany.- Nikt nie przeszkodzi mi w tym, żeby opanować świat!-krzyknął głośno a robot, który stał blisko niego zaczął mu wtórować, wydobywając z siebie nieludzkie dźwięki. - Spokojnie Romeo- rzekł Kot-boy.-Czy to wszystko co masz Nam do powiedzenia? - Nie wtrącajcie się w moje życiowe plany!- wrzasnął. - Mam pomysł jak opanować świat. Wystarczy mi ten oto laser zmniejszający ludzi a oni będą później chodzić niczym małe mrówki.-Ha, Ha-zaśmiał się Romeo. - I co Ci z tego przyjdzie?- spytała się Sowella, która nie mogła już dłużej tego słuchać. Romeo był sprytny w swoich czynach, ale pidżamersi mieli nad nim przewagę, bo było ich trzech, zaś czwartym bohaterem był pidża- robot, który przejmował całe dowodzenie w bazie. Baza była ogromna i mieściła wszystkie pojazdy pidżamersów, czyli Sowelli, Kot-boya i Gexona. Tymczasem Romeo wraz z robotem obmyślali plan, jak zmniejszyć ludzi laserem. Na ulicy było pusto, więc nie mieli oni kogo pomniejszać, ale za to w domach było to możliwe. Romeo tak skonstruował swój laser, że mógł on przenikać przez okienne szyby mieszkań i w taki właśnie sposób mógł działać. - Musimy go powstrzymać!- krzyknął nagle Kot-boy. Po chwili przyjechał swoim Gekojaszczurem Gexon, który wpadł na taki pomysł , aby sprytnie odebrać laser Romeo. Potrzebował do tego jedynie swojego kamuflażu, który powodował że był niewidzialny. Kot-boy i Sowella siedzieli bezradnie w Sowellocie . Nie wiedzieli jak zabrać laser Romeo, więc Gexon był bardzo potrzebny. Mógł on przejść będąc zupełnie niezauważony i odebrać niezwykły sprzęt pomniejszający nieprzyjacielowi. - Nie dasz rady kocie i ptasi móżdżku!- rzekł stanowczo Romeo.-Lepiej się poddajcie i zobaczcie jak ze świata ludzi tworzy się miniaturka. W tym samym czasie Gexon przedostał się bezszelestnie do Romeo, a jak ten odłożył swój laser w pobliżu swojego pojazdu, to zabrał go, po czym wsiadł do Gekojaszczura. Romeo obejrzał się za siebie. - Gdzie jest mój laser?!- krzyknął na cały głos.-Oj znowu wygraliście pidżamersi,ale zobaczycie że kiedyś podbiję świat i będę w nim rządził. Robot Romeo posłusznie za nim poszedł, próbując uspokoić swojego pana…

 

 " LUNA I PIDŻAMERSI"

 

    W świecie pidżamersów nastała już noc. Bohaterowie mając swoje pidżamki zaczęli jak zawsze przygotowywać się na wielką przygodę. A była to Sowella, Gexon i Kotboy Jak zwykle musieli pokonać swojego nieprzyjaciela, który miał stanąć im na drodze. Dzisiejsza noc była pochmurna. Padał deszcz i mocno grzmiało. Tym razem głównym ich wrogiem okazała się być Luna, okrutna władczyni księżyca, która uważała że świat należy tylko i wyłącznie do niej włącznie z księżycem. Wymyśliła sobie, że stworzy swoją armię składającą się z ludzi, którzy będą jej służyć przez całe życie. I tak to się zaczęło… Ogromne księżycowe kule spadły na świat ludzi, którzy nie wiedząc czemu, jakby zahipnotyzowani podążali w kierunku Luny, a ona się z tego cieszyła, stale zbierając swoje żniwa, pod postacią ludzkich istnień. Sowella, która potrafiła doskonale latać, podobnie jak Luna, na swojej luno-desce jako pierwsza wpadła na pomysł żeby jakoś powstrzymać tą „strażniczkę księżyca” i biorąc jedną z księżycowych kulek rzuciła nią w niebiańskie przestworza i nagle rozległ się jeden wielki pisk Luny, która sama została owładnięta przez „magię hipnozy”. Każdy, kto zaczerpnął magii tejże kuli wypowiadał słowo:” noc”. Teraz nadszedł czas na to aby odesłać z powrotem Lunę na księżyc. Gexon, który był bardzo sprytny wziął posadził Lunę na luno-desce a ona odleciała wprost na księżyc nucąc pod nosem cicho:-” noc” 

 

II

 

     Luna będąc na księżycu oprzytomniała i zaczęła znów rozmyślać o tym, jakby tutaj przejąć władzę nad światem. Chociaż nie było to takie proste, bo pidżamersi byli o wiele sprytniejsi od niej ale Lunie jak zawsze wydawało się, że może ich wszystkich pokonać. Tym razem postanowiła odebrać ludziom ich najcenniejsze przedmioty z domu, które jej przeszkadzały w osiągnięciu celu. A były to samochody, samoloty, latawce dzieci, aby pozbawić ich wszystkich radości. Nie wiedziała jednak że Kotboy w swoim koto-mobilu będzie szybszy od niej i zdąży na czas zanim Luna zacznie zbierać owe przedmioty. I tak dołączyła Sowella, która swoim Sowellotem poleciała wysoko w niebo, aby pomóc Kotboyowi w tej trudnej walce z wrogiem. „ Strażniczka księżyca” nie była taka sprytna jakby się to wydawało. Co prawda Kotboy, Sowella i Gexon, byli silniejsi od niej, ale odebranie cennych rzeczy ludzkim istotom, nie należało do rzeczy niemożliwych. Wróg pidżamersów jak najbardziej miał szanse na to, aby chociaż w części uzyskać bezcenne dla niego zbiory…Nieco później pojawił się Gexon, który zwinny jak jaszczurka zaczął skakać po wysokich budynkach i tak odwracał uwagę Luny, która swoim księżycowym kryształem próbowała ze wszystkich sił odbierać ludziom ich wspomniane rzeczy. Nie trwało to długo, bo Sowella fruwając, Kotboy wykazując się ogromnym sprytem i Gexon zwinnością pokonali wreszcie Lunę, której nie wystarczyło na tyle sił aby zmierzyć się z trójką niezwykłych pidżamersów, którym udało się w niezwykły sposób odebrać wszystkie moce, zabierając przy okazji jej drogocenny kryształ. Po skończonej akcji wrócili do domu, aby położyć się spać. ***** I tak kończą się przygody pidżamersów moi mili i Luny. W tym świecie nie ma miejsca na zło. Dobro zawsze wygrywa niezależnie od tego, jakby się potoczył los owych bohaterów. Szczerze mówiąc żaden z trójki pidżamersów nie ucierpiał, ale za to Luna dostała swoją nauczkę, że nie wolno przejmować władzy nad światem...


" KACZUSZKA KOKO I ŁÓDŹ PODWODNA"

 

 Było zimno. Na morzu fale szumiały w jednym tempie, jakby nic się nie miało wydarzyć tego dnia. Kaczuszka Koko razem z przyjacielem Aresem, wiernym oddanym psem, szykowali się do wypłynięcia łodzią podwodną, która była bardzo masywna i kolorowa. Przypominała troszeczkę ogromną butlę ale po środku znajdowało się okienko z szybą, przez które Koko i Ares dobrze wszystko widzieli. Zbliżała się godzina dziesiąta rano, po zjedzonym śniadaniu o dziewiątej kaczuszka razem z psem poszli nad morze, gdzie przycumowana była łódź podwodna. Weszli do niej czym prędzej i wypłynęli w niecały kwadrans. Od samego początku rejsu statkiem podwodnym Ares z Koko rozmawiali o tym co będą robić w trakcie długiej podróży i doszli razem do wniosku, że spróbują odbudować swoje rodzinne relacje z najbliższymi. Koko z mamą a Ares z tatą, bo mama Aresa nie żyła. Była to bardzo stara suczka, która ciężko chorowała. Koko miał tatę, ale go w ogóle nie znał. Więź z mamą była bardzo silna, ale mało z nią rozmawiał, był tylko przy niej, ciągle obecny ciałem aniżeli słowem. - Wiesz co Ares?-zagadała Koko. Wydaje mi się, że już tak długo płyniemy tym statkiem podwodnym a ja nawet nie wyjrzałem ani razu przez okno, aby podziwiać rybki i inne zwierzątka zamieszkujące morskie głębiny. -Mówisz?-odparł Ares. Wydaje mi się, że masz rację. Powinniśmy się skupić trochę na tym co dzieje się dookoła statku. W końcu nim płyniemy. Jednogłośnie Ares z kaczuszką Koko postanowili odtąd patrzeć przez okno i rozmawiać o tym, co im przyjdzie do głowy. A wiele tematów poruszali podczas tej dalekiej podróży. Nie tylko mówili o swojej rodzinie ale także poruszali tematy przyrodnicze, trochę o swoich problemach dnia codziennego, i co nieco dowcipkowali. -Czas wypłynąć drogi Aresie-rzekła Koko- na brzeg morza, bo dopłynęliśmy do celu, jakim jest jaskinia Czambra. -Jaskinia Czambra?-Spytał z niedowierzaniem pies. Jak to możliwe? Przecież nie było mowy o żadnej jaskini. -A właśnie że była mowa o jaskini tylko że Ty drogi Aresie zapomniałeś o celu Naszej podróży.-No nie wiem, nie wiem- odparł z niepewnością w głosie pies Ares, ale chyba mi się coś wydaje, że... -Co się z Tobą dzieje?- spytała się kaczuszka psa. Nie poznaję Ciebie. Bardzo się zmieniłeś, nie do poznania. Czy dobrze się czujesz? -Tak, dobrze się czuję ale jak mogłem zapomnieć o tym, gdzie płyniemy? -Nie przejmuj się tym Aresie, mój drogi przyjacielu. Najważniejsze jest to, że doszliśmy do porozumienia i odnaleźliśmy Nasz wspólny cel. Reszta się nie liczy. I tak też Ares i Koko wysiedli z pojazdu podwodnego i skierowali się w stronę jaskini Czambra, gdzie mieli niesamowite powitanie. Spotkali się z dwoma ptakami, sępami, które czatowały na to, aby coś upolować i zjeść. Wygłodzone latały dokoła jaskini i nie mogąc niczego złapać z głodu wydawały z siebie okrzyk rozpaczy. Ares i Koko nie bali się dwu sępów, bo wiedzieli, że są bezpieczne, ale głodne ptaki mogłyby mimo wszystko zaatakować psa i kaczkę, więc ryzykowali swoim życiem. Jednak samo zadowolenie z tego, że są blisko jaskini Czambra sprawiało, że nic ich poza tym nie wzruszało i cieszyli się że za chwilkę, za moment wejdą do niej i poznają jej wnętrze, co w sobie kryje. W środku nie było niczego ciekawego, poza bujną roślinnością nieznanego pochodzenia, którą jak się później okazało uprawiano po to, aby leczyć chore zwierzęta. Ares i Koko byli zainteresowani tym specyfikiem, bo w ich rodzinie mogłyby się przydać takie przetworzone z roślin mikstury. Nie zwracając uwagi na oddalające się sępy postanowili nazrywać tejże tajemniczej rośliny i zabrać ją na statek podwodny. Kiedy podeszli bliżej z daleka dojrzeli jak wychodzi duży pająk, który ulokował sobie miejsce w samym centrum jaskini. Miał przepiękną pajęczynę ale i straszył swoim wyglądem. -Chcemy tylko zerwać troszkę tej rośliny-rzekł Ares do pająka -Nie pozwolę Wam zerwać tej rośliny-odparł pająk. -Dlaczego, można wiedzieć?-spytała się Koko-A dlatego, że ja jestem strażnikiem tej roślinności sobie wolno rosnącej, cha - cha!-zaśmiał się kpiąco pająk i chcąc wygonić nieprzyjaciół z jaskini zaczął kierować się w ich stronę. Sam strach w oczach Aresa jak i Koko był ogromny. Pająk był olbrzymich rozmiarów, więc nie mieli dużych szans walczyć z takim przeciwnikiem, który miał większą siłę, bo był jadowity. Wszystko to dało im dużo do myślenia i postanowili zawrócić do łodzi podwodnej bez roślinności, uznając całą podróż za nieudaną. Mimo to wspomnienia, którymi później żyli przez długi okres czasu doprowadzały do tego, że mieli problem ze snem, a w trakcie podróży z powrotem, w przepięknych głębinach morza, dopatrywali się tego co może być cenniejsze od samego celu, czyli samo wypłynięcie statkiem podwodnym, ujrzenie jaskini, leczniczej roślinności i pająka, który bardzo pilnie strzegł swojego lokum. Ares i Koko jeszcze nie raz wypływali statkiem w nieznane, z różnymi przygodami, ale najważniejsze było w tym wszystkim to, że udawało im się wracać do domu i mieć o czym opowiadać swoim najbliższym...

 

 

"PYSIO I KARUZELA" 

 

  W niewielkim domku na kurzej stopce, mieszkał zupełnie samotnie mały misiu Pysiu. Co niedzielę przychodziły do niego dwie przyjaciółki: misia Rysia i Kisia. Były one siostrami, które bardzo lubiły bawić się z Pysiem na pobliskim placyku zabaw który mieścił się nieopodal jego domu. Pewnej niedzieli misia Rysia z Kisią stwierdziły, że odwiedzą Pysia z samego rana zanim wstanie całkowicie słońce na lazurowym niebie. puk, puk! Stuk, stuk!- rozległo się donośne stukanie do drzwi Pysia. - widocznie jeszcze Pysio śpi- zawołała Rysia - niemożliwe, bo świeci się światło w jego pokoiku- odparła Kisia Po dłuższej chwili misiu Pysiu otworzył drzwi od swego mieszkania. -Witajcie moje kochane misie! Witaj Rysiu! Co tak wcześnie tej niedzieli?- rzekł zdumiony miś. - zabieramy Cię na plac zabaw! Ubieraj się Pysiu!- zawołała Rysia. -dobrze, już dobrze, zaczekajcie, tylko założę coś na siebie. Niedługo później cała trójka misiów wyruszyła na plac, gdzie przebywało już parę misiów. - O!- krzyknęła Kisia- widzę że już jest parę miśków, pomimo wczesnego ranka. -masz rację Kisiu- rzekła Rysia- Cóż to się dzieje? Od samego rana prowadzono sprzedaż biletów na przejażdżkę dużą karuzelą. Misiu Pysiu i jego dwie przyjaciółki, były bardzo zadowoleni z faktu, że należą do pierwszych, którzy się przejadą karuzelą. Zaraz po zakupie biletów misie zajęli swoje miejsca w karuzeli i wnet ruszyli zataczając donośne dwa kółka w tą i z powrotem. Nagle rozległ się ogromny hałas. Był to przeraźliwy okrzyk Kisi, której utknęła łapka w karuzeli. A wszystko to przez nierozsądne spoglądanie za siebie. Niedługo potem zatrzymano karuzelę i wszystkie misie opuściły swoje miejsca jakie mieli w karuzeli z wyjątkiem biednej Kisi. -Ojejku, jak boli mnie łapka- zawołała Kisia. -nie martw się , zaraz Ci pomożemy Kisiu- rzekła donośnie Rysia Miś Pysiu próbował ze wszystkich sił wyciągnąć łapkę Kisi. Jednak nie udało mu się to zrobić swoimi obiema łapkami. Do pomocy wziął Rysię i po chwili, wspólnymi siłami udało się…łapka Kisi była uwolniona i mogła ona opuścić karuzelę. ******** Przez dłuższy czas cała trójka misiów wspominała tą przykrą chwilę. Odtąd misie pomagali sobie nawzajem w potrzebie a misia Kisia zrozumiała, że pewnych rzeczy nie można robić bezmyślnie, bo można na tym bardzo mocno ucierpieć…

 

 "PRZYGODY MALUTKIEJ BIEDRONKI"


Na krzaczku nieopodal niewielkiego lasku, żyła sobie malutka biedronka. Jej delikatny płaszczyk koloru pomarańczowego, pokrywały czarne kropeczki. Wśród innych leśnych owadów nazywano ją sprytną biedronką, ponieważ potrafiła zwinnie chodzić po pobliskich krzaczkach i polanie pokrytej soczysto-zieloną trawą. Kiedy padał obfity deszczyk, mała biedroneczka chowała się pod jakimś dużym liściem i czekała aż przestanie padać i zaświeci słoneczko. Pewnego dnia było dość zimno i mocno padał deszcz. Biedronka nie mogąc wyjść spod dużego liścia kasztanowca bardzo się nudziła. Nagle usłyszała przenikliwy głos, który dobiegał z leśnego gąszczu. Był to konik polny, który wyśpiewywał swoje ulubione melodie pod niewielkim malinowym krzakiem. Po chwili pobiegł on do osamotnionej biedronki. -witaj droga biedroneczko!- odparł radośnie. -dzień dobry koniku…-odpowiedziała zrezygnowana biedronka- ale mamy dzisiaj deszczową pogodę Prawda? -niczym się nie przejmuj-odpowiedział konik, pocieszając malutką biedronkę-niedługo powinno przestać padać i będziesz mogła wyjść spod liścia-tymczasem dotrzymam ci towarzystwa. -o! Jak dobrze koniku- rzekła biedronka- chociaż nie będę się czuła tak samotnie. Konik polny nadal śpiewał przepiękne melodie, których biedronka z przejęciem słuchała. Niedługo potem zrobiła się śliczna pogoda i wyszło słoneczko spod ciemnych deszczowych chmur. Konik wraz z biedronką wyruszyli na swój wspólny spacer. Skierowali swoje kroki na zieloną polanę. 2 Nadeszła długo oczekiwana wiosna. Wszystkie leśne ptaszki zaczęły pięknie śpiewać. Gąsienice, małe żuczki, duże sarenki i wiele innych stworzeń cieszyło się z przecudnej pory roku. Biedronka była uradowana z tego, że może sobie spacerować po listkach, zielonych gałązkach i owocowych kwiatuszkach. Wszystkie owady żyły ze sobą w zgodzie. Pewnego późnego popołudnia, zupełnie niespodziewanie przyszedł ogromny dzik. Wszystkie najdrobniejsze stworzenia były bardzo zaniepokojone. Dzik w poszukiwaniu jedzenia zaczął kopać swoim dużym ryjkiem w ziemi, niszcząc wszystko co w niej żyło. Biedronka bardzo zdenerwowana, zaczęła uciekać przed dużym dzikiem. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk ogromnego zwierzęcia. Przechodząc przez las wpadł on w sidła postawione przez pobliskich kłusowników. -pomocy! Pomocy! Ratunku!-zaryczał zraniony dzik. Wszystkie zwierzęta słysząc przeraźliwy krzyk uwięzionego zwierzęcia, nie zwracali na niego uwagi. Duży dzik zdany był sam na siebie, na swoje własne siły. Owady miały okazję, aby zrewanżować się okrutnemu zwierzęciu. -nie pomożemy dzikowi!-odpowiedziała mała biedronka. -oczywiście, że nie!- rzekł twierdząco żuk, przechodząc akurat w pobliżu biedronki. Po kilku godzinach dzik upadł na ziemię i wyczerpany poddał się, wydając swój ostatni zawodzący krzyk ***** Przez wiele dni owady w lesie wspominały okrutne chwile z dzikiem. „Ogromne zwierzę wyrządzając krzywdę nam, owadom nie mogło liczyć na żadną pomoc!”-myślały zawzięcie owady. Po paru tygodniach drobne stworzenia się uspokoiły. Każde z nich żyło w wielkiej harmonii, której nikt już nie był w stanie im odebrać.


"BAJKI O MYSZCE MICKI"


Miki idzie dzisiaj do szkoły po długim okresie wakacji. Cieszy się ogromnie z tego powodu i nie mógł się doczekać tej chwili, kiedy zacznie się nauka. Na ogół lubił się bawić ze swoimi kolegami na pobliskim placu zabaw, niedaleko swojego domu, ale było też i tak, że próbował razem ze swoją kochaną mamą uczyć się liter, aby móc samemu czytać i pisać. Jego mama zauważyła, że Miki podchodzi chętnie do nauki, więc kupowała mu różne książki; krótkie ilustrowane bajki, kolorowe gazetki, które wprowadzały do świata liter, z których były wyrazy i całe zdania. Myszka mogła ćwiczyć razem ze swoją mamą czytanie i pisanie jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. - W pierwszej klasie poznasz cały alfabet Miki!- rzekła uśmiechając się do niego. Nie masz czym się przejmować mój drogi, bo świetnie czytasz, jak na swój wiek. Nawet nie wiesz jak ogromnie mnie to cieszy. - Dobrze mamo- odparł Miki. Ale co będzie jak się będę nudził wszystko wiedząc? - Nie, kochanie, to nie jest tak jak Ty myślisz- rzekła mama. W szkole trzeba czytać żeby móc się uczyć innych rzeczy. Zobaczysz, będzie ciekawie. Będziesz miał fajnego nauczyciela, który będzie prowadził lekcje w klasie. A później, jak przyjdziesz do domu to odrobisz lekcje. - Dobrze mamusiu- odpowiedział uradowany Miki. Już najwyższa pora, abym poszedł do szkoły. Poznam nowych kolegów i koleżanki. Będzie fajnie, mam nadzieję. -Oczywiście kochany synku-powiedziała twierdząco mama Miki' ego i poszli razem do szkoły. II Szkoła była ogromna. Mieściła się niedaleko domu myszki Miki, więc nie musiał się martwić o to, żeby do niej dojeżdżać tramwajem, czy też autobusem. Pierwszy dzień był rozpoczęciem wszystkiego co się zwie nauką. Poznał plan lekcji, jakich będzie się uczył przedmiotów. Spośród kilku lekcji był ciekawy język polski, gdzie każdy uczył się pisać i czytać od podstaw. Na drugi dzień Miki miał już pełny rozkład lekcji a miedzy innymi język polski. - Dzień dobry moje kochane dzieci!- rzekła nauczycielka, która weszła do klasy. - Dzień dobry pani!- słychać było krzyk uczniów w całej klasie, w tym Miki' ego. Każdy z nich miał jeszcze poczucie zabawy. Nikt nie mógł się skupić na pierwszej lekcji, ale pani zaczęła opowiadać wszystkim różne ciekawe historie o zwierzętach i zainteresowała tym całą klasę. Wszyscy byli zainteresowani tym, co do nich mówi i nie było żadnego hałasu. Miki opowiadał o tym jak był pewnego razu w Zoo, gdzie były przecudne zwierzęta, a wszyscy słuchali go z przejęciem i uwagą. - A teraz zaczniemy uczyć się alfabetu. Kto wie, jaka jest pierwsza litera?- spytała nauczycielka. Jak ktoś wie, to prosiłabym o podniesienie ręki, dobrze? Miki znał cały alfabet, więc nie zastanawiał się długo nad wypowiedzią przed klasą, podniósł rękę i powiedział:-"literka a" -Bardzo dobrze Miki- rzekła nauczycielka. A po literce "a" - " Litera "b"- odpowiedział uczeń, który siedział razem z Myszką Miki. - Widzę kochani, że znacie alfabet. To dobrze, bo alfabet jest ważny, aby móc później pisać i czytać - odpowiedziała zdumiona pani, która widziała, że klasa znała litery...Uradowany Miki bardzo się cieszył z tego, że poznał litery alfabetu. Kiedy przyszedł do domu i powiedział swojej mamie o tym, jak było w szkole, to była ona z niego bardzo dumna. -Widzisz kochanie. To był dopiero pierwszy dzień. Jeszcze nie raz będziesz mógł się wykazać znajomością języka polskiego i innych przedmiotów....Miki odrobił zadane lekcje i wyszedł do swoich kolegów na plac zabaw. -Nie uwierzycie co się dzisiaj stało w szkole- krzyknęła Myszka Miki. Pierwszy się zgłosiłem do odpowiedzi i powiedziałem jaka jest pierwsza litera w alfabecie. -Fajnie, ale może byś się tak nie chwalił!- powiedział jeden z jego kolegów, który nie był zadowolony z tej wieści. Nie był dzisiaj w szkole tylko się cały dzień bawił na dworze. - O co Ci chodzi Misiek?- spytał Miki. Czyżbyś był zazdrosny, że ja znam alfabet, a Ty nie? - Nie oto chodzi Miki, ale ja też bym chciał znać , ale moja mama nie kupuje mi takich książek jak Tobie, bo jest biedna i nie ma za wiele pieniążków- odpowiedział zrezygnowany... - To dlaczego mi nic nie powiedziałeś?- rzekł wzruszony Miki. Przecież mam książki. A jakbyś chciał się uczyć to mogę Ci je pożyczyć. - Dziękuję Ci bardzo- odpowiedział z radością w głosie Misiek. Jutro Ci pożyczę fajną książkę, gdzie jest cały alfabet i różne wyrazy, które poznasz. Moja mama mi bardzo pomagała poznawać litery i dlatego je znam. - Mama nie ma dla mnie czasu. Mówi mi, żebym się czymś zajął sam, a ja wolę wyjść z domu i bawić się z kolegami- rzekł niepewnie Misiek. Wiedział on bowiem, że Miki miał dobrą mamę bo był u Miki'ego w domu i dlatego też było mu bardzo przykro z tego powodu.- Nie przejmuj się Misiek- powiedziała Myszka Miki. Ja Ci pomogę uczyć się alfabetu. Jak będziesz chciał poznać litery, to przyjdziesz do mnie i się razem pouczysz... -Pewnie- rzekł Misiek. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Bardzo Cię polubiłem, wiesz? - Fajnie, bo ja Ciebie też- uśmiechnął się Miki. III Nazajutrz Miki i Misiek poszli razem do szkoły. Tym razem język polski był na drugiej lekcji, bo na pierwszej była matematyka. Na dzisiejszej lekcji poznali literki:" a", "b","c" i "d" a także wyrazy, które rozpoczynają się na te litery. -Powiedzcie mi kochani- spytała poważnie nauczycielka. Jakie są zdania zaczynające się na literę "a"? Wszyscy milczeli przez chwilę a później zupełnie nieoczekiwanie jeden z uczniów podniósł rękę do góry. Był to Misiek...- " Agrest" proszę panią- odpowiedział śmiało. - Bardzo dobrze skarbie. Czy ktoś jeszcze chciałby powiedzieć wyraz na literę "a"? - "akacja"- powiedział po chwili Miki. Wiele osób znało różne wyrazy, które wymieniali, podnosząc po kolei rękę.Po wyrazach zaczynających się na literę "a" przyszła kolej na kolejną literkę "b". - A kto z Was zna wyraz na literę "b"? - dopytywała nauczycielka.Wszyscy byli bardzo przejęci wypowiadaniem wyrazów na drugą literę alfabetu. Były to owoce t. j " banany", warzywa - "buraki", zwierzę- " byk" i różne inne przedmioty codziennego użytku:" butelka", "bidon", " balon". Nawet jeden z uczniów powiedział o polskiej potrawie- " bigosie". -Jeśli chodzi o litery "c" i "d", to macie zadanie domowe- powiedziała nauczycielka. Proszę pomyśleć, jakie mogą być wyrazy i jutro mi o nich opowiecie. Dobrze? - Tak proszę panią!- krzyknęli z wrzawą w głosie uczniowie, którzy usłyszeli dzwonek kończący lekcję.Misiek cieszył się z tego, że zaprzyjaźnił się z Myszką Miki, bo mógł się z nim uczyć.Dzisiaj po południu mama Miki'ego zaprosiła go na obiad , a po spożytym posiłku mięli odrabiać lekcje. Misiek przyszedł do Myszki o trzeciej godzinie, zjedli zupę ogórkową i drugie danie: ziemniaki z kotletem i surówką, po czym poszli do pokoju się uczyć. - Jakie znasz wyrazy na literę "c"- spytał się Miki Miśka. - Na przykład owoc:" cytryna", warzywo:" cebula"Misiek znał wyrazy, ku zdziwieniu Miki'ego, który długo rozmyślał nad tym jaki dać przykładowy wyraz. - Aha- krzyknął. Jest takie warzywo jak "czosnek". - A coś jeszcze znasz? -zapytał się z ciekawością Misiek. - Nic mi nie przychodzi do głowy- odpowiedział smutny Miki. Myszka i jego kolega bardzo długo rozmawiali, do samego wieczoru, myśląc o literkach, jakie poznali w szkole. Miki znał alfabet i uczył Miśka ze swojej najlepszej książki, o której sobie przypomniał. -Zobacz Misiek ile tutaj jest różnych wyrazów- wrzasnął donośnie Miki. " ananas", album", arbuz"- na literę "a" " babcia", "Barbara", "brzeg"- na literę "b" "czapka", "czapla", " czekolada"- na literę "c" "dom", dusza", "droga"- na literę "d". To mamy już różne wyrazy i zadanie domowe skończone- odparł zachwycony Misiek. Miki uradowany , że mógł pomóc Miśkowi tą książką , podziękował za wspólny obiad i naukę, odprowadzając go późnym popołudniem do domu. IV Język polski bardzo interesował Miki' ego. Misiek rzadko przychodził się do niego uczyć, bo jego mama zabroniła mu kontaktu z myszką, twierdząc że nie jest to jego kolega i ma siedzieć w domu, uczyć się samemu, bez niczyjej pomocy. Miki był bardzo smutny z tego powodu, co zauważyła jego mama. - Co się dzieje Miki?- spytała zmartwiona mama. - Nic mamo...nic- rzekł Miki. Tylko martwię się Miśkiem, swoim kolegą, z którym się uczyłem. Mama mu nie pozwala do Nas przychodzić, a sama mu nie chce pomóc. - To niedobrze- powiedziała mama. Ale nie możemy mu pomóc. - Wiem, wiem, mamo i dlatego też jestem smutny. Zaraz się wezmę za zadane do domu lekcje, tylko odpocznę po szkole. Miki odrobił starannie wszystkie lekcje i poszedł spać, bo był zmęczony i nie miał ochoty na rozmowę z mamą. Na drugi dzień miał mieć sześć lekcji, więc musiał odpocząć. V Myszka była bardzo dobra z języka polskiego pilnie się ucząc. Misiek, zamiast się uczyć w szkole, bawił się z innymi kolegami, którzy się w ogóle nie uczyli. Miki przejmował się tym, że jego kolega nie myśli o tym, żeby czytać i pisać. Pewnego dnia jak się razem spotkali Myszka chciała z nim szczerze porozmawiać. - Słuchaj Misiek: czy mogę Ci jakoś pomóc? Wiesz, rozumiem, że Twoja mama nie pozwala Ci się ze mną spotykać, abyśmy byli przyjaciółmi i się razem uczyli, ale może jest jakiś sposób, aby ją przekonać do tego, że nauka jest ważna dla Ciebie i sobie sam nie radzisz? -Jak chcesz to zrobić Miki?- spytał Misiek. Przecież moja mama nigdy się nie zgodzi na to, abyśmy mogli się razem uczyć... - Mam pewien pomysł- odparła nagle Myszka. Pójdę do Twojej mamy i powiem jej, że chciałbym Ci pomóc w szkole. -Nie wiem Miki - rzekł Misiek. Ona Ciebie nie lubi.- Dlaczego? - Bo kiedyś jak nie byliśmy jeszcze przyjaciółmi, to powiedziałem jej o Tobie, że się chwalisz swoimi osiągnięciami w nauce, wiesz? Zrobiłem duży błąd mówiąc o tym, ale sam jestem sobie winien. - Nie mów tak, Misiek. To ja niepotrzebnie się chwaliłem tym, że tak dobrze znam alfabet. A teraz chcę przeprosić Twoją mamę za swoje zachowanie. Misiek zaprosił Miki' ego do swojego domu, gdzie czekała niecierpliwie jego mama. - Gdzie Ty byłeś tak długo? - spytała ze złością w głosie. Obiad czeka na Ciebie, a Ty jeszcze przyprowadzasz swojego kolegę.Mówiłam Ci żebyś się z nim nie spotykał? - Dzień dobry pani!- rzekła Myszka Miki. Chciałem z Panią tylko spokojnie porozmawiać na temat syna. Ma duże problemy z językiem polskim a ja mogę mu pomóc. Będzie mu łatwiej. Nie chciałaby pani, żeby Misiek się dobrze uczył? - On ma się sam uczyć a w szkole słuchać nauczycielki- rzekła stanowczo mama Miśka. Nikt mu nie pomoże jak sam nie będzie chciał się brać za lekcje... Tylko zabawa mu w głowie i nic więcej. A kiedy się go pytam jak było w szkole i czy ma coś zadane to się nie odzywa tylko ucieka na plac zabaw. Misiek jest dobrym synem, ale mnie nie słucha. Oczywiście chciałabym, żeby się dobrze uczył jak każda mama, ale nie wiem już co mam robić. - Proszę mi zaufać- rzekł Miki. Ja mu pomogę. Będę razem z nim odrabiał zadania domowe z języka polskiego, jak tylko się pani na to zgodzi. - Dobrze- odpowiedziała mama Miśka. Może masz rację... Ja sama sobie nie poradzę ze swoim synem, a jak będzie miał chociaż jednego dobrego kolegę, to się na to zgadzam. Dziękuję Ci za pomoc w nauczaniu mojego syna... - To ja dziękuję, że się pani zgodziła na to, abym był jego przyjacielem. Zobaczy pani że się będzie dobrze uczył i osiągnie sukces...Miki codziennie spotykał się z Miśkiem i odrabiali razem lekcje, uczyli się z wielką przyjemnością. Kiedy był okres ferii to się bawili z innymi kolegami a jak był czas na szkołę, to sumiennie słuchali nauczycielki od języka polskiego, która była z nich bardzo dumna... ***** Minęło dziesięć miesięcy i nadeszło lato. Słońce mocno świeciło na bezchmurnym niebie, kiedy Miki i Misiek kończyli pierwszą klasę. Każdy z nich otrzymał nagrodę za pilną naukę. " Język polski jest wspaniałym przedmiotem, bo poznając świat liter, wyrazów i zdań można cieszyć się wiedzą, a na Naszą przyjaźń już nigdy złego słowa nie powiedzą"- pomyślał sobie Miki uśmiechając się do zamyślonego Miśka....

 

 

"ŚWINKA PEPPA W SZKOLE" 


 1) Świnka Peppa była bardzo podekscytowana faktem, że idzie dzisiaj do szkoły po wakacjach. Dwa miesiące wolnego spędzała na zabawie ze swoją koleżanką owcą, która przez ten cały okres czasu, kiedy nie było szkoły, siedziała w domu. Codziennie chodziły na plac zabaw, gdzie mogły się bawić z innymi zwierzątkami na różnego typu karuzelach, a po południu kąpały się w błocie, co było najlepszym relaksem i wywoływało w nich uczucie radości. Teraz zaczęła się szkoła, więc nie będzie tyle czasu, aby móc się spotykać i bawić ale, postanowiły sobie, że zawsze w weekendy będą organizowały sobie jakieś zajęcie, aby nie myśleć ciągle o nauce. - Jak się masz Suzi- spytała Peppa, która była ciekawa tego, czy jej przyjaciółka również cieszy się z tego, że zaczęła się szkoła. - A, jestem chora. Boli mnie żołądek i chyba nie będę mogła pójść na rozpoczęcie roku szkolnego- odpowiedziała becząc donośnie owca. - Szkoda, że nie pójdziesz do szkoły razem ze mną- odparła troskliwie Peppa, która bardzo współczuła Suzi, ale nie mogła nic dla niej zrobić. Smutna poszła do swojego domu, przyszykować się na to, aby pójść do szkoły. -Mamusiu, tatusiu...?-spytała świnka- czy tak naprawdę muszę dzisiaj iść na to rozpoczęcie szkoły? - Tak kochanie, oczywiście. Każdy po wakacjach idzie do szkoły niezależnie od tego czy są lekcje czy nie!- odpowiedziała stanowczo mama świnka na słowa Peppy, która nie była już taka pewna tego, czy chce iść sama przywitać nowy rok szkolny, bez swojej koleżanki. - Dobrze, mamo- rzekła świnka i po chwili wyruszyła razem ze swoim tatą do szkoły.

  2)

 Pierwszy dzień w szkole zapowiadał się bardzo ciekawie. Wszyscy ze szkoły poszli na ogromną salę, gdzie był apel z Dyrektorem Kozą, a po tej wielkiej uroczystości uczniowie skierowali swoje kroki do klas gdzie mieli spotkanie ze swoimi nauczycielami. Każdy z nich dostał plan lekcji na cały tydzień i odtąd zaczęła się nauka. Świnka Peppa wiedziała że Suzi jest smutna, że nie może się uczyć ale zaraz po szkole poszła do niej aby ją jakoś pocieszyć. - Słuchaj Suzi- rzekła Peppa.- wiesz jak było fajnie? - No co Ty, naprawdę?!- spytała ze złością w głosie owca. - Tak, wiem, że jesteś zawiedziona tym, że nie mogłaś pójść ze mną ale... - Wiesz jak ja się nudziłam w domu leżąc w łóżku?- odparła zrezygnowana Suzi. - Tak, wiem, ale to nie jest Twoja wina i wiedz o tym, że Ci bardzo współczuję. - To dobrze, że chociaż o mnie myślisz- odpowiedziała złośliwie owca. Nazajutrz owca Suzi poczuła się znacznie lepiej i postanowiła pójść razem z Peppą do szkoły. Dużo czasu nie zmarnowała siedząc w domu, bo żołądek już ją nie bolał i mogła śmiało rozpocząć edukację. W szkole jak zawsze był ogromny gwar. Na przerwach między lekcjami było nie do zniesienia. Krzyki i wrzaski innych uczniów dochodziły aż na samą ulicę spacerową, gdzie znajdowała się ów szkoła. Pierwszą lekcją był język polski, gdzie młoda nauczycielka kaczka opowiadała o tym, czego będą się uczyć. Mówiła o literach, z których powstają słowa, a także o czytaniu książek i pisaniu...Wszystko to wydawało się być czymś wyjątkowym dla świnki Peppy i owieczki Suzi. Obie uczyły się chętnie a jak nauczycielka pytała się klasy o jakąś literę, czy słowo to zgłaszały się pierwsze do odpowiedzi przez co były bardzo nielubiane przez innych. - Przestań się wymądrzać Peppo!- rzekł królik, który nie ucząc się żadnych liter chciał zwrócić na siebie uwagę. Co Ty myślisz, że ja nie znam liter? - A znasz króliczku?- parsknęła śmiechem Peppa. - Tak nie można świnko!- rzekła nauczycielka. Trzeba dać szansę innym. Skąd możesz wiedzieć, czy króliczek zna litery czy nie? Przekonajmy się. - No dobrze proszę Pani- przyznała Peppa. Okazało się jednak, że mały królik nie znał liter jakie poznali wczorajszego dnia. Niczego się nie nauczył i dostał jedynkę za nieprzygotowanie. Kiedy Peppa zobaczyła jego minę, to uśmiechnęła się do niego kpiąco. - Widzisz króliku, nie wiesz nic. To ty się wymądrzasz mówiąc że ja ciągle się zgłaszam do odpowiedzi. - A może mam jakiś problem w nauce- odpowiedział ze łzami w oczach królik. Nie pomyślałaś o tym Peppo? -A jaki masz problem?-spytała z powagą w głosie Peppa. - Nie mogę się skoncentrować nad tym, czego się uczymy w szkole, chociaż chciałbym, wiesz? - Ojejku...przepraszam Cię króliku- rzekła świnka, która też się popłakała kiedy zrozumiała że królik ma duże problemy z nauką. Może Ci jakoś pomóc? - Nie, nie trzeba...chyba że bardzo chcesz!- odparł bezdźwięcznie, po czym wyszedł z klasy. Peppa postanowiła coś z tym zrobić i poszła do nauczycielki, która nie wiedziała nic o problemach królika. Nauczycielka była zdziwiona faktem, że świnka pomimo złości na swojego kolegę chce mu jakoś pomóc aby mógł się lepiej uczyć. - Dobrze, Peppo- odpowiedziała ciepło nauczycielka kaczka-możesz pomóc mojemu uczniowi poznać litery, jakie poznaliście wczoraj i dzisiaj. Taka pomoc będzie mu z pewnością potrzebna. Kiedy świnka powiedziała swojej przyjaciółce Suzi o króliku, to ona zamiast ją wesprzeć i pomóc w nauce, zaczęła krytykować zdanie Peppy i doszło do kłótni. - Dlaczego chcesz pomagać takiemu leniuchowi? Przecież on się nie uczy bo nie chce! Przestań! Jakby tak naprawdę chciał to by potrafił czytać!- odparła ze złością Suzi. - Jesteś niesprawiedliwa Suzi- rzekła Peppa. Jak nie chcesz to nie pomagaj! Koniec z Naszą przyjaźnią! Baw się sama i ucz się beze mnie jak nie potrafisz zrozumieć cierpienia innych! Suzi bardzo rozgniewała się na świnkę i długo się nie odzywały do siebie.

 

 3)

 Następne dni były bardzo trudne dla Peppy, bo chciała sprostać problemom małego królika, który faktycznie miał ogromny problem z nauką. Chciała mu jakoś pomóc ale nie wiedziała jak. Zaczęła się na niego złościć, krzyczeć jak nie potrafił zrozumieć tego co mu tłumaczyła i z każdą chwilą traciła cierpliwość. Myślała nawet o tym, że Suzi miała rację odnośnie tego, że królik jest po prostu leniwy. Jednak nie poddawała się i nadal starała się pomóc koledze, zwłaszcza, że nikt z klasy nie chciał pomagać innym bo każdy myślał jedynie o sobie... - Słuchaj króliczku- rzekła Peppa. Możesz zawsze ćwiczyć samemu te literki w domu a ja Ciebie przepytam, bo nie ma na to innej rady. Musisz ćwiczyć koncentrację, wiesz? - Dobrze świnko- odparł króliczek. Zrobię tak jak mi radzisz. Dla królika taka pomoc była bardzo cenna i Peppa mogła odpocząć. Trochę była zawiedziona tym, że Suzi nie potrafiła zrozumieć problemu królika ale była przekonana iż jak do niej pójdzie to się pogodzą i dojdzie między nimi do porozumienia. - Witaj Suzi- rzekła Peppa - Cześć Peppo- odparła owca. - Jak się masz? Czy już Ci przeszła złość na mnie? - Tak bardzo tęskniłam za Tobą. Będziemy znów koleżankami? - Mam nadzieję, że tak. Chociaż chciałabym żebyś kogoś przeprosiła. Peppa przyszła razem z królikiem do Suzi a owca zdziwiona że nie jest sama zaczęła płakać i przepraszać z całego serca za to, że byłą bardzo niemiła dla swojego kolegi.

 ******

 

 Odtąd króliczek uczył się świetnie i był dobrym przyjacielem świnki Peppy i owcy Suzi. W wolnych chwilach razem się bawili a w szkole uczyli, odrabiając lekcje w domu....


" KRECIK I MAŁA MYSZKA"


 *


Mały Krecik był bardzo dobry dla wszystkich, zwłaszcza dla małych dzieci, które także go uwielbiały. Dlaczego tak było? Otóż było tak dlatego, ponieważ potrafił on rozbawić nawet najbardziej smutnego chłopca lub dziewczynkę. Jego niewielki wygląd i cudowny ryjek wprawiał wszystkich w wesoły nastrój. Jednakże, jak to zwykle bywa nie wszyscy go lubili. Do takich stworzeń można było zaliczyć małą myszkę Anielkę, która widząc małego Krecika wpadała w silną złość. Zawsze, kiedy Krecik próbował się z nią bawić, mysz uciekała od niego gdzie pieprz rośnie i chowała się pod starą miotłę, stojącą w niedalekiej izbie gospodarza o imieniu Wikary.

Wikary również nie lubił Krecika zwłaszcza, że robił on kopce w ogrodzie, gdzie miał warzywa takie jak marchewka, kapusta i ziemniaki.

Pewnego razu, kiedy Krecik wyszedł z kopca, Wikary zareagował bardzo nerwowo na niego i próbował go wygonić z ogrodu miotłą. Niestety myszka Anielka, która lubiła się pod nią ukrywać zaczęła szukać swojego miejsca, aby być z daleka od Krecika. Krecik widząc nerwowe zachowanie myszki Anielki zaczął ją wołać:


- Anielko! Anielko! Nie bój się mnie- odezwał się do niej czule.- Przecież nic Ci nie zrobię! Ty straciłaś swoje miejsce pod miotłą, a ja muszę teraz uciekać przed Wikarym!- krzyknął głośno Krecik.

- Nie byłabym tego taka pewna- odparła nerwowo Anielka. -Nie raz, nie dwa widziałam jak zjadałeś inne stworzenia mieszkające w ziemi. Dlaczego miałabym Ci wierzyć Krecie?!

Krecik doskonale wiedział o co chodzi małej myszce ale mimo wszystko nalegał aby go zrozumiała, bo nie chciał jej ani zjeść ani zrobić jej żadnej innej krzywdy, tylko chciał się z nią pogodzić. Skoro był tak lubiany przez wszystkie dzieci, to dlaczego myszka Anielka nie mogłaby zostać jego przyjaciółką od serca?


- Dlaczego tak bardzo Ci na mnie zależy Kreciku?- spytała z zainteresowaniem myszka. - Przecież ja Ciebie nie lubię!- odpowiedziała oschle tylko dlatego, aby zniechęcić Krecika do zawarcia z nią bliższej przyjaźni.

- A to dlatego, abyś wiedziała że niezależnie od tego czy mnie lubisz czy nie zawsze możesz na mnie liczyć- odpowiedział Krecik, który uśmiechnął się do Anielki i wskazał jej miejsce, gdzie może spędzić trochę czasu, zanim stara miotła nie wróci na swoje miejsce.

- Dobrze Kreciku- rzekła myszka.- Chyba się na to zgodzę, bo widzę, że chcesz mi pomóc i możesz być moim przyjacielem.


**


Nazajutrz myszka zamieszkała razem z Krecikiem w dość dużym kopcu, z daleka od ogrodu gospodarza Wikarego. Ten ów starszy człowiek co prawda odstawił na swoje miejsce miotłę, ale myszka nie chciała już wracać pod stary kąt, tylko nawiązała silną więź z Krecikiem a ich wspólne życie było naprawdę wspaniałe, bo świetnie się dogadywali.

Któregoś dnia Anielka bardzo się rozchorowała, co zmartwiło małego Krecika. Aby jej pomóc, czym prędzej udał się do domu gospodarza. Jednak Wikary nie chciał go widzieć, gdyż był on dla niego szkodnikiem, rujnującym niegdyś jego całe plony w ogrodzie.

- Panie Wikary! Panie Wikary!- zawołał mimo wszystko Krecik mając nadzieję, że gospodarz w jakiś sposób na niego zareaguje.

- Nie chcę Ciebie widzieć Krecie! Odejdź stąd i nie zawracaj mi głowy!- odparł gospodarz, mając nadzieję, że Krecik opuści jego posiadłość. Niestety mały kret nie miał zamiaru odpuścić, wiedząc że myszka jest bardzo chora i potrzebuje pomocy. A jej problem zdrowotny wiązał się z tym, że jadła to co jadł Krecik, a to jej szkodziło. Potrzebowała sera, a jedynie Wikary mógł dać jej odrobinę tego przysmaku.

- Mała myszka, która zamieszkiwała w pana izbie pod miotłą jest bardzo chora. Nie wiem, co mam robić. Chodzi o to, że od niedawna mieszka ze mną w kopcu poza pana ogrodem i je to co ja, a nie wolno jej tego spożywać. Potrzebuje odrobiny sera żółtego. Czy mógłby pan pomóc, panie Wikary?- spytał Krecik.


- Sera powiadasz?- spytał oschle gospodarz.- Myślę Kreciku, że mam go trochę i mogę Ci dać.

Z resztą bardzo ucieszył mnie fakt, że opuściłeś mój ogród, nie ryjąc tam kopców, więc należy Ci się ser dla myszki Anielki.

- Dziękuję bardzo panie Wikary- odpowiedział mały kret i czym prędzej udał się do myszki aby jej dać coś czego dawno nie jadła. Anielka nie była aż tak bardzo chora, jak myślał Krecik i po zjedzeniu sera poczuła się o wiele lepiej. Głównie narzekała na ból brzucha, który po jakimś czasie minął i myszka znów mogła cieszyć się życiem razem z Krecikiem, który jadł to co zawsze, czyli różnego rodzaju robaki.


***


Minęła jesień. Mała myszka Anielka opuściła kopiec Krecika i z powodu zimna zamieszkała z powrotem pod miotłą. Za gościnność Krecika serdecznie podziękowała, życząc mu spokojnej zimy.

A nasz mały kret znów został sam, gromadząc zapasy różnych robaczków. Nie był on co prawda zadowolony z zimy ale to już nie było zależne od niego. Po prostu trzeba było cierpliwie czekać do wiosny, aż wszystko wróci do życia a ziemia będzie dobra do budowania kolejnych kopców i norek do zamieszkiwania. Kiedy minęła zima, kret znów spotkał się z małą myszką. Był on bardzo szczęśliwy z tego, że Anielka widziała w nim prawdziwego przyjaciela na dobre jak i złe, pomimo tego, że każde z nich miało troszkę inne życie. Jednak wiązała ich silna przyjaźń, która nigdy się nie skończyła. Pewnego razu myszka zaprosiła Krecika do izby pod miotłę aby zobaczył jak tam wygląda życie. Nawet Wikary nie był już zły na małego kreta, tylko uśmiechnął się do niego przyjaźnie.


- Wiem Kreciku, że bardzo się zmieniłeś i że pomogłeś Anielce przetrwać jesień, za co Ci jestem wdzięczny. Ty też możesz być tutaj w mojej izbie, byle byś tylko nie kopał mojego ogrodu- powiedział gospodarz śmiejąc się.

- Będę o tym pamiętał panie Wikary.- odpowiedział skromnie kret.

A jak Ci minęła zima?- spytał gospodarz Krecika.- Czy nie miałeś problemów ze znalezieniem jedzenia?

-Nie,  mój drogi panie. Zrobiłem sobie zapas jedzenia na całą zimę i jakoś ją przetrwałem. Gorzej było z ryciem kopców, bo ziemia była zmarznięta, ale udało mi się stworzyć takie lokum, aby nie odczuwać silnego mrozu.

- To najważniejsze Kreciku kochany, że dałeś sobie radę. Najlepiej jest wiosną, kiedy wszystko odżywa i jest cieplej- powiedział spokojnie. Widać było, że gospodarz próbował odbudować relację z kretem, po tym jak niszczył on jego ogródek. Jak wiadomo żaden człowiek, który zobaczy jak jego własność ginie nie będzie szczęśliwy, ale dla Wikarego było ważne to, że ten mały kret zrozumiał swój błąd i nie próbował już nigdy więcej ryć jego ogrodu.

Myszka Anielka mieszkając pod miotłą miała stały dostęp do sera i była bardzo szczęśliwa. Wikary o to stale dbał, aby nie była głodna. Krecik powrócił do swojego nowo zrytego kopca i tam sobie zjadał robaczki, zachwycając się ich smakiem jak każdy na jego miejscu kret.

Po wielu latach Anielka spotkała się jeszcze raz z Krecikiem, aby odnowić swoją przyjaźń, ponieważ każdy z nich miał już swoje życie. Jednak przyjaźń między nimi przetrwała i nigdy się już nie skończyła po wsze czasy...


 

Komentarze

Popularne posty